Będąc krótką chwilę w Toronto nie mogliśmy się oprzeć pokusie żeby zobaczyć Niagarę.
Zgodnie z poleceniem firmy organizującej takie wyprawy czekaliśmy karnie na lokalnego kierowcę. Wreszcie przed hotel zajechał samochód z napisem "Niagara Tours". Pokazaliśmy panu naszą rezerwację, po czym zostaliśmy zaproszeni do środka gdzie już siedziały trzy osoby z Singapuru i trzy zwariowne Angielki. Podróż zapowiadała się bardzo wesoło.
Po drodze odwiedziliśmy tutejsze winnice.
Zobaczyliśmy miasteczko Niagara on the Lake, granicę USA z Kanadą na rzece Niagara.
Podczas jazdy busem kierowca ( przez mikrofon!) podawał nam różne informacje. Niestety żadnej z nich nie byliśmy w stanie zrozumieć. Wielce dziwnym okazało się, że Angielki również nie rozumiały! Wszystko się wyjaśniło kiedy dowiedzieliśmy się, że jest on Rumunem. I tak podróżowliśmy sobie dalej. Na jednym z postojów spotkaliśmy inny busik, który też wiózł turystów w tym samym kierunku. W pewnym momencie kierowca z tamtego busa podszedł do nas i zapytał się czy u nas jest ktoś z Polski. Po krótkiej wymianie zdań okzało się, że pojechaliśmy z innym biurem. W hotelu kierowca widząc rezerwację świadomie wprowdził nas w błąd żeby zabrać więcej osób. Zostaliśmy porwani przez Rumuna!
Ale karawana jechała dalej więc uśmiani po pachy pojechaliśmy dalej.
Wreszcie naszym oczom ukazał się nieprawdopodobny widok.
Z wieży widokowej ujrzeliśmy najsłynniejszy wodospad świata w pełnej krasie.
Będąc blisko zwalających się z hukiem ton wody byliśmy błyskawicznie mokrzy od unoszącego się mokrego pyłu.
Po kilku sekundach woda na kurtkach zamarzała tworząc twardą, białą powłokę.
To nas absolutnie nie zniechęciło do dalszego zwiedzania w mokrej mgławicy.
Widok zza zamarzniętych ścian wody był oszałamiający.
Nic dziwnego, że Niagara to królowa wodospdów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz