piątek, 6 czerwca 2014

Tajemniczy Dedalus


Po ośmiu godzinach płynięcia wita nas latarnia morska na Dedalusie.
Jest godzina 5.30. Sprawdzamy nitrox w butlach i odbywamy briefing przed zejściem do wody. 
Wieje bardzo silny wiatr i są spore fale. Zodiaki (pontony) zawożą nas na przeciwległy koniec rafy. Kilka minut płynięcia ciągnie się w nieskończoność. Sternik stara się pokonywać fale umiejętnie, ale niewiele to pomaga. Nasza łupinka co chwilę wspina się na grzbiety fal by z chukiem opaść w dół. My kurczowo trzymamy się siebie, ale i tak czujemy się jak gruszki w betoniarce. 
                                  Fot. Krzysztof Zarzycki
Wreszcie skaczemy do wody. Zatrzymujemy się na 30 metrach. Po kilku minutach podpływją do nas trzy rekiny młoty. 
                                           Fot. Krzysztof Zarzycki
Są jak zawsze piękne i dostojne.
"Jesteśmy w siódmym niebie". Nic więcej nie jest nam do szczęścia potrzebne... Powoli płyniemy w kierunku statku. Po drodze napotykamy rekiny rafowe white-tip'y. Plączą się wokół nas nieduże napoleony i tysiące maleńkich kolorowych rybek.
                                        Fot. Krzysztof Zarzycki
Na kolejnym nurku przepływa pod nami stado (ok. 30 sztuk) rekinów młotów.
Zachwytom wszystkich nie ma końca. 
Jak by tego było mał, płynąc na przystanek bezpieczeństwa widzimy blisko nas majestatycznie poruszającą się czarną mantę. To już naprawdę była "wisienka na torcie"!
                                             Fot. Krzysztof Zarzycki

2 komentarze:

  1. To wszystko zobaczyć na własne oczy - niesamowite uczucie. Jednak chyba wolę oglądać rekiny z bezpiecznej odległości;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, każdy ma swojego świra...

    OdpowiedzUsuń