piątek, 11 lipca 2014

Zmiana dekoracji


Przyszedł czas na rozstanie się z Morzem Jońskim, jego czystą wodą, w której można się pławić w nieskończoność.

                                   
Pożegnanie z załogą, kapitanami Beatą i Piotrkiem, i ich łódką o przewrotnej nazwie "Paradoks" było dla mnie wzruszające.

Lefkada żegnała nas cudownym zachodem.

Ale jeżeli sądziliśmy, że wcześnie rano opuścimy pokład bez przeszkód to byliśmy w błędzie!
Otóż w momencie kiedy nasze bagaże miały być zniesione na ląd poczuliśmy szarpnięcie jachtu. To wypływający Słoweńcy splątali się z naszą kotwicą. Załoga tej łodzi nie umiała sobie poradzić z rozczepieniem kotwic, więc musieliśmy odcumować nasz jacht i do nich podpłynąć. Po dłuższym czasie kotwice zostały rozdzielone i nasza ponownie rzucona. Niestety cumując przy kei zorientowaliśmy się, że niestety kotwica nie trzyma. Manewr musieliśmy powtórzyć, a czas nieubłaganie się kurczył do odpłynięcia naszego promu! Po 40 minutach udało nam się wsiąść do samochodu i jak szaleni pognaliśmy do Igoumenitsy. Dzięki naszemu szalonemu kierowcy zdążyliśmy wsiąść na prom. 
Rejs minął nam spokojnie, aczkolwiek doznałam lekkiego zdziwienia widząc autobus dla więźniów.
Był to specjalnie zaprojektowany pojazd, w którym więźniowie siedzieli w oddzielnych celach. Tak więc musiał przewozić niezłych łobuzów, a nie zwykłych złodziejaszków!
Tak czy inaczej dotarliśmy wreszcie do lotniska na Korfu. Tutaj posiedzieliśmy w knajpce gdzie zaprzyjaźniliśmy się z gołębiem, który jadł mi z ręki! 
Z Korfu już czekał nas "tylko" lot do Aten, a potem na Rodos. 
Na lotniskach zeżarliśmy po pół tony jedzenia. Aż dziw, że ostatni samolot był w stanie unieść się w niebo mając nas na pokładzie.
Wreszcie po 15 godzinach dotarliśmy na miejsce, a przecież podróżowaliśmy tylko na terenie Grecji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz