O 11 zjechaliśmy się niemal jednocześnie na parkingu w Palmirach, co było cudem (zawsze ktoś się spóźnia).
Zostawiliśmy nasze bolidy i grupą osiemnastu osób z psiakiem o imieniu Kubuś wyruszyliśmy w doskonałych nastrojach.
Pogoda była fantastyczna, a widoki równie wspaniałe.
Posiłek w lesie w tak doborowym towarzystwie- bezcenne.
Po ośmiu kilometrach część grupy zawróciła, a twardziele poszli dalej.
Przyroda za wytrwałość nagrodziła naszą grupę.
Natknęliśmy się na stado saren. Pod koniec trekkingu, nad Puszczą Kampinoską, pojawił się księżyc. Las i bagna przybrały charakter horroru.
Dobrze,że nie byłam sama..
Po kilku godzinach dotarliśmy do parkingu. Przeszliśmy 25 km i byliśmy piekielnie głodni!
Na szczęście nasi przyjaciele czekali na nas z bigosem i żurkiem. Nawet Kasieńka upiekła chleb! W ciepłym domu rzuciliśmy się na pyszne jedzenie. To była prawdziwa nagroda za naszą wytrwałość! Z takimi wariatami można gonić ten świat!
Hej,
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog. Masz od nas jeden punkcik w konkursie Blog Roku:)
Pozdrawiamy,
Republika Podróży
Życzymy powodzenia w konkursie Blog Roku i zapraszamy do nas :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy,
Goha i Kamil
RobiMy Podróże