Nie za bardzo zmęczeni ( przecież lecieliśmy na leżąco) po 10 godzinach, o 6 rano wyszliśmy z samolotu. Windhoek przywitało nas temperturą+2 stopnie!!
Po odprawie pojechaliśmy do Asco Car gdzie odebraliśmy nasze samochody ze składanymi namiotami na dachach.
Po szybkich zakupach w pobliskim supermarkecie rozpoczęliśmy naszą wędrówkę.
Przed wieczorem chcieliśmy dotrzeć do Kanionu Sesriem, a więc czekało nas do przejechania 350 km.
Szybko pożegnaliśmy się z asfaltową drogą.
Na drodze szutrowej. musieliśmy jechać w sporych odległościach bo wzbijany kurz przez nasze samochody kompletnie przesłaniał widoczność. Przez dłuższy czas droga była absolutnie prosta, a krajobraz dosyć monotonny ( dobrze, że małpy przebiegające przez drogę urozmaicały nam czas).
Zaczynał nas jednak dopadać sen. Trochę martwiłyśmy się z Gosią czy nasz kierowca da radę. Na szczęście widoki za oknem zaczynały się zmieniać.
Co chwilę pojawiało się coś nowego.
Zafascynowały nas ogromne czapy z suchych traw znajdujące się na drzewach.
To małe ptaszki ciężko pracując tworzą te architektoniczne cuda!
Wreszcie dotarliśmy do kanionu.
Tutaj przywitała nas żmija rogata.
Podczas dalszego łazikowania, w kanionie, stawialiśmy stopy i ręce na skałach ze zwiększoną uwagą.
Kanion spowity ciepłymi promieniami zachodzącego słońca wyglądał wielce urokliwie.
Dzień pożegnał nas zachodem słońca.
A my pożegnaliśmy dzień uroczystą kolacją w resorcie, pod gwiazdami, gdzie zwierzęta podchodziły blisko stolików.
Czekała nas noc na Campingu Sossus Oasis. Każdy samochód miał swoją wiatę, gdzie na powietrzu była osłonięta toaleta i prysznic! Pozbycie się kilkucentymetrowej warstwy kurzu w ciepłej wodzie było mega przyjemnością. Znacznie gorzej było z wycieraniem się i ubieraniem w temperaturze +5 stopni!
Noc na samochodach okazała się bardzo wygodna, ale temperatura naszej pobudki o 5.30 miała ok +3 stopni!
Pełni energii ogarnęliśmy nasze biwaki i ruszyliśmy na podbój Namibii! Witaj Czarny Lądzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz