W Hostelu Twierdzy Boyen spało się świetnie. Obudziły nas przedzierające się przez okna promienie słońca.
Po śniadaniu nasz wielki trekking rozpoczęliśmy od zwiedzania dziewiętnastowiecznej fortyfikacji.
Nasz przewodnik był bardzo energetyczny i mówił niezwykle ciekawie.
Byliśmy zszokowani militarnymi rozwiązaniami.
W czasie półrocznego oblężenia twierdzy trzy tysiące stacjonujących żołnierzy miało zabezpieczoną wodę, jedzenie i amunicję.
Zadbano o wypiekanie własnego chleba ( do niedawna Giżycko korzystało z tej wojskowej piekarni), latryny były bomboodporne i nawet podczas załatwiania swoich potrzeb żółnierze mogli strzelać do atakującego wroga!
W południe ruszyliśmy w kierunku miejscowości Harsz. Pogoda była super.
Mazurskie krajobrazy zachwycały nas nieustannie.
Pies pierwszego dnia szalał z radości.
Po 24 km dotarliśmy do Baru u Janka w Harszu, gdzie czekał na nas pyszny krupnik i sandacz. Zjedliśmy posiłek we wspaniałych okolicznościach przyrody i udaliśmy do naszej kwatery.
Gospodyni przywitała nas bardzo serdecznie. Dom stał nad jeziorem.
Sunia przebiegła przynajmniej 2 razy tyle co my przeszliśmy i była wykończona ( my też). Na szczęście grupa wieczorem zebrała siły na biesiadę i po niej mogliśmy ze spokojnym sumieniem pójść spać.
Nie wiedzialam, ze mamy takie piekne miejsca w Polsce;)
OdpowiedzUsuńA jak jeszcze pogoda dopisze....
UsuńJak dorwaliscie taki nocleg?;)
OdpowiedzUsuńCierpliwe wyszukiwanie w internecie, sprawdzanie na mapach i wydzwanianie. I to jest cała tajemnica...
Usuń