piątek, 3 lipca 2015

A my dalej, dalej.... ( AFRYKA-NAMIBIA)


Dziś znaleźliśmy się w niesamowitym " kamiennym mieście" nazwanym BULLS PARTY STONES.
Ogromniaste kamienie zrobiły na wszystkich niesamowite wrażenie. 
Nawet kilka przestawiliśmy...
Skała nazwana Słoniem została przez wszystkich obfotografowana.
Jadąc w to niezwykle miejsce napotkaliśmy stado żyraf.
Spędzając popołudnie w kamiennych molochach widzieliśmy stada małp.
Były nami wyraźnie zainteresowane, ale zachowywały bezpieczny dystans. 
Zachwyceni kamiennym krajobrazem wracamy na camping Ameib Ranch ( ogrodzony drutami przed dziką zwierzyną) gdzie rozkładamy nasze namiotowe miasteczko na dachach samochodów.
 Następnego dnia czeka nas wyjazd o 7.00 więc pobudka o 5.00 ( i to mają być wakacje!!!). W ciągu dnia jest tu gorąco, ale ranki są dramatycznie zimne. Ja nie rozstaję się z puchową kurteczką. Około południa można pozbyć się ciepłych ciuchów. 
Rano mieliśmy lekkie opóźnienie spowodowane godzinnym gotowaniem jajecznicy przez gospodarzy campingu. Tutaj nikt się nie spieszy i każda czynność jest wykonywana ze stoickim spokojem.
Wreszcie wyruszyliśmy. Od samego rana towarzyszyły nam oszałamiające krajobrazy.
Czekała nas długa, ale za to super droga nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego. 
Fale były imponujące. Odnaleźliśmy nawet wrak, który niestety był w słabym stanie. 
Szokiem było spotkanie dla nas królestwa fok. 
Były wszędzie! Leżały leniwie.
Kamienie traktowały jak wygodne poduszki. Matki karmiły maluchy. 
Niestety kiedy mama ginie młode powoli umiera z głodu lub zostaje rozszarpane przez szakale lub ptaki.
Nie można tu było zabawić dłużej ponieważ panujący smród utrudniał nam oddychanie.
Dojeżdżamy ok 17 do Terrace Bay. Krajobraz nas nie zachwyca-mimo położenia nad Atlantykiem. 
Domki wyglądają jakby były ustawione na hałdach węgla brunatnego. 
Dostajemy przydzielone dwa bungalowy. My lądujemy w dziesięcioosobowym domku, położonym nad oceanem. 
Spodziewaliśmy się zbiorowej sali, a tu czekało na nas 5 dwuosobowych, przyzwoitych pokoi, trzy łazienki i salonik! 
I znowu dzień pożegnaliśmy imponującym zachodem słońca.
W oddalonym 300 m od nas domku czekała na nas kolacja. Krótki dystans musieliśmy pokonać samochodem ze względu na żyjące w okolicy lwy!
Domek okazał się super knajpką z niesamowitym żarełkiem. Wszędzie były napisy gości zachwyconych tym miejscem (na ścianach, sufitach i drzwiach). Oczywiście nasza grupa też zaznaczyła swoją obecność.
Rano w imieniu Terrace Bay żegna nas szakal. 
A my jedziemy dalej....





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz