Około południa mijamy niezwykłe wioski położone nad samym morzem i dopływamy do Adamas.
Każda z naszych załóg od czasu do czasu musi opuścić pokład i stać się zwierzakiem lądowym.
Fot. B. Karpierz
Tak zawsze dzieje się na Milos, które MUSI zobaczyć każdy, kto żegluje z nami po Cykladach. A my z wielką przyjemnością gościmy tu kolejny raz ( nie pamiętam który...). Wynajmujemy trzy buggy ( tyle mieli w wypożyczalni ) i ponownie jeden Suzuku Jimmy ( tym razem jedzie nim czwórka ).
Fot. B. Karpierz
Najpierw kierujemy się w okolice miejscowości Trypiti i Klima. Kilka lat temu odwiedziłam tu wczesnochrześcijańskie katakumby, które rozczarowały mnie absolutnie. Udostępniono jeden korytarz, który się ciągnął od wejścia, aż ok. 10m! Pobieranie biletów za ten marny pokaz był żenujący.
W tym roku płacąc 3 Eur za wejście nie byłam przekonana czy warto tam ponownie wchodzić. Moje obawy były całkowicie mylne! Udostępniono dodatkowo dwa długie korytarze i trzeba przyznać, że obiekt robi wrażenie.
Niedaleko tego miejsca, w 1820r, miejscowy pasterz znalazł rzeźbę greckiej bogini miłości Afrodyty. Rzeźba ta, znana pod nazwą Wenus, znajduje się w Luwrze, a Grecy otrzymali tylko jej kopię (?!).
Piechotą wędrujemy dalej.
Tutaj znajduje się również amfiteatr z rzymskiego okresu.
Całe Milos jest niezwykle, a bije wszystko na głowę biała plaża Sarakiniko, gdzie kiedyś mieszkali hipisi.
Tutaj królują dwa kolory: biel skał i błękit nieba.
Łazikujemy po tym pięknym miejscu.
Nie wiem dlaczego, ale tu wszyscy ciszej mówią (tak jak byśmy byli w kościele).
Każdy z żalem opuszcza Sarakiniko.
Trochę głodni zatrzymujemy się w knajpce na obiad.
Wita nas tu "ogromny pies obronny".
Śliczne miasteczko przyciąga turystów przepięknym widokiem na zachód słońca. Aby dotrzeć na wzgórze trzeba pokonać masę schodów. Piesza trasa, z niezwykłą architekturą, zadawala każdego podróżnika w najwyższym stopniu!
A oczekiwanie zachodu z przyjaciółmi jest magiczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz