Odwiedziłam tę wyspę pierwszy raz rok temu (post na blogu z dn. 18.09.2014) i wywarła na mnie i całej załodze niesamowite wrażenie.
Połowa tegorocznej załogi była wtedy ze mną i wszyscy ucieszyliśmy się niezmiernie z možliwości ponownego zacumowania w spokojnej Pálli.
Rano Krzysztofa zabrał skuterem przystojny Grek do wypożyczalni samochodów, gdzie wypożyczyliśmy dwa autka.
Dzieje cywilizacji wyspy są bardzo długie. Już Homer wspomniał o Nisyryjczykach walczących pod Troją. A od 150000 lat wyspę kształtuje najmłodszy, aktywny wulkan Grecji (ostatni wybuch w 1913 roku).
Pierwsze kroki oczywiście kierujemy do wulkanu, którego panoramę mamy możliwość podziwiać z drogi.
Po wyjściu z samochodów zostajemy szczelnie otuleni gorącym powietrzem i smrodem siarkowodoru. Ochoczo udajemy się do największego krateru Stefanos.
Tutaj słychać nieustanne syczenie i wdać bulgoczące błoto.
Grunt jest grząski. Ja z Sylwią musimy zrobić błyskawiczny odwrót. Wybrałyśmy się w plastikowych sandałkach, które podejrzanie zaczęły się topič i stopy paliły nas nieziemsko.
Wyleźliśmy z krateru.
Leniwce zostały przy kiosku z napojami, a reszta pomaszerowała do krateru Polivotis.
Tutaj różnorodność ukształtowania terenu jest niesamowita.
Łazikujemy wzdłuż wąwozu pokrytego siarką, a wokół widać buchające opary siarkowodoru.
W tych warunkach wyskakujący, z jednej z dziur, diabeł z widłami byłby absolutnie na miejscu!
Z oddali na wzgórzu patrzy na to wszystko biała cerkiew w wiosce Nikia.
Tam oczywiście kierujemy nasze samochody.
Po drodze mijamy maleńką kapliczkę i zniszczone kamienne zabudowania.
Do 1993 roku były tu prowadzone prace, nad uzyskiwaniem energii geotermalnej, podczas, których zniszczono część ważnego szlaku turystycznego wyspy.
Widok tak jak w zeszłym roku zapiera nam dech w piesiach.
Z jednej strony widzimy otchłań piekła, a z drugiej bezkresny błękit raju.
Widząc jak wygląda piekło i raj trzeba się zastanowić nad swoim postępowaniem. Skończyć do końca świata w śmierdzącej, gotującej się siarce jest słabą opcją...
Z cerkwi schodzimy stromymi, wąskimi schodkami do miasteczka. Nikia jest niezwykle urokliwą wioską z fantastycznymi widokami na morze i wulkan.
W ciągu roku wyremontowano wiele domów co czyni to miejsce jeszcze piękniejszym.
Opuszczamy wioskę i malowniczą drogą jedziemy do następnej miejscowości. Krajobrazy są tu niesamowite.
Odwiedzamy naturalną, wulkaniczną saunę, po wyjściu z której 37 stopni upału na zewnątrz wydaję się chłodnym!
Opuszczone do tej pory Emborio zaczyna ku naszej radości wracać do życia.
Wędrujemy na górę wioski, gdzie jest pięknie odnowione kilka domów.
Po drodze zrywamy pyszne figi.
W dolnej części wioski zatrzymujemy się w maleńkiej tawernie.
Jemy tu pyszny posiłek. Przebojem jest sos z tartych migdałów, starego chleba, czosnku, oliwy, przypraw i vinegre.
Wracając do portu udaje nam się odnaleźć kapliczkę przerobioną ze starej rzymskiej łaźni.
Wieczorem mamy chwilkę lenistwa, a po dwudziestej idziemy do rodzinnej tawerny Aphrodite. Tutaj jemy najlepszego w życiu królika stiffado, który jest jednym z greckich tradycyjnych dań. Żal nam opuszczać to piekło przemieszane z rajem, ale tyle mamy jeszcze wysp do opłynięcia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz