Zapływamy na nasze ukochane Kithnos, gdzie czeka na nas nasz przyjaciel Janis z najlepszą zupą rybną na świecie.
Nie potrafię powiedzieć, który raz tutaj jestem. Uwielbiamy jego restaurację Bizantino, której stoliki znajdują się bezpośrednio na plaży. Janis i jego rodzina kochają zwierzęta. Dlatego w ich tawernie nikt nie przegania psów, kotów czy kaczek!
Łażą sobie spokojnie jak gdyby nigdy nic i już!
Panuje tu przyjazna atmosfera, a pyszna kuchnia jaką serwują powala każdego! Zupy rybnej, na którą tu przyjeżdżamy od lat, nie ma w menu. Dlatego zawsze uprzedzamy telefonicznie kiedy robimy najazd na zatokę Merichas.
Janis wita nas uśmiechnięty. Obżeramy się jak zawsze. Niestety czeka nas przykra wiadomość o Adonisie- zaprzyjaźnionym Greku, w którego klubie jazzowym balowaliśmy kilka ładnych lat. W styczniu wypłynął swoją własnoręcznie wykonaną łódeczką przy bardzo silnym wietrze. Niestety do dzisiaj go nie odnaleziono.
Siedzimy do późnego wieczora z Janisem i gadamy o wszystkim. Głównym tematem oczywiście jest sytuacja Greków.
Mimo tragedii Adonisa świat nie zatrzymuje się w miejscu. Rozbrykane dzieciaki biegają na plaży, roześmiani ludzie siedzą w restauracjach. Nocą kluby żyją pełną parą, a ludzie tañczą na ulicach.
Rano opuszczamy gościnne Kithnos. Ze smutkiem patrzymy na białe zabudowania i kremowy, kamienny, zamknięty Rock Castle Adonisa. Ech życie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz