Pod koniec dnia docieramy na Mayreau. Cumujemy w Saline Bay gdzie z daleka widzimy wielobarwny "sklep" rozwieszony między palmami.
Pontonem płyniemy na ląd.
Tutaj przy zachodzie słońca wędrujemy plażą.
Następnego dnia spacerem zwiedzamy wyspę.
Włóczymy się uliczkami wśród gospodarstw.
Przy kilku znajdują się skromne knajpki z muzyką reggae i sklepiki.
Są otwarte i można do nich wejść. Ku naszemu zdziwieniu nie zastajemy gospodarzy i możemy wszystko wynieść. Okazuje się, że właśnie trwa msza i i po jej zakończeniu będziemy mogli zrobić zakupy.
W końcu zasiadamy w jednej z knajpek gdzie niespiesznie obsługuje nas typowy rasta.
Ku naszemu zdziwieniu piwo jest zimne, drinki bardzo dobre i wifi! Internet nie jest za szybki i mam problem z umieszczeniem posta na blogu. Dopiero dziesiąta czy jedenasta próba kończy się powodzeniem.
Mayreau jest kompletnie odmienne od eleganckiego Mustique, ale za to prawdziwie karaibskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz