Dopłynęliśmy wreszcie do wymarzonego celu- Tobago Cays.
Kilka maleńkich wysepek ( Petit Rameau, Baradal, Petit Bateau, Petit Tabac i Jamesby Island ),skupionych blisko siebie,stworzyło prawdziwy raj. Jest tu turkusowa woda, białe plaże i egzotyczna roślinność. Nic też dziwnego, że nie jesteśmy jedynym katamaranem, który tu przypływa.
Oczywiście po zacumowaniu, natychmiast, płyniemy pontonem na rafę.
Ponad godzinę uganiamy się w wodzie za rybkami i podziwiamy podwodne krajobrazy.
Następnie przenosimy się na piaszczystą łachę przy jednej z wysepek.
Tutaj zostawiamy ponton i idziemy do wody "pouganiać się" za licznie żyjącymi tu żółwiami.
Rzeczywiście żółwi w tej zatoczce jest sporo.
Wreszcie po kolejnej godzinie ,spędzonej w wodzie, wychodzimy na ląd i idziemy w głąb wyspy zobaczyć żyjące tam iguany.
Ponieważ w płetwach słabo się chodzi musimy je zostawić na plaży. Ku naszej radości udaje nam się dojrzeć cztery gady. Łażenie na bosaka po krzakach zostaje okupione licznymi kolcami wbitymi w nasze stopy. Ale warto było!
Tutaj dowiadujemy się, że Sebastian właśnie zaręczył się z Dorotą!
Cudowne zaręczyny wróżą cudowną przyszłość!
Wieczorem na podsumowanie wspaniałego dnia tubylcy przygotowują nam lobstery na kolację, którą spożywamy na plaży przy wielkich ławach nakrytych ceratą.
Fantastyczna jest świadomość, że zasypiamy w raju i jutro obudzimy się też w raju.
Ranek zastaje nas w absolutnie świetnych humorach.
Zaprzyjaźnionej załodze nawala silnik w pontonie, więc pożyczamy im nasz aby mogli odwiedzić zatokę z żółwiami. Po kilku minutach, ku naszemu zdziwieniu widzimy, samotnie sunący w silnym wietrze, nasz ponton, a na plaży nerwowo biegające postacie z podniesionymi rękoma! Ponton oddalał się błyskawicznie. Na szczęście jeden z cumujących, bliżej wyspy, katamaranów posłał swoje dingi i dzięki temu nasze fajtłapy mogły wrócić do siebie ( nie mówiąc już o możliwości zwrócenia nam pontonu!).
Zakupiliśmy świeżą rybę.
I popłynęliśmy na pobliską, przecudnej urody, wysepkę.
Spędziliśmy tu jakiś czas bawiąc się znakomicie.
Spacer plażą był niezwykle romantyczny.
Byliśmy jedynymi na tej wysepce ( zastanawialiśmy się nawet czy nie założyć Republiki Kokosowej ).
Z powodu silnego wiatru i prądu nie mogliśmy tu zostać i skierowaliśmy się na Union Island. Z ogromnym żalem pożegnaliśmy raj, z którego każde z nas chciało zabrać choć mały kawałek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz