Rano obudził nas wspaniały widok z naszego pokoju w hotelu na barce.
Pogoda znacznie się poprawiła więc przed wyjazdem do Polski postanowiliśmy " oblecieć" część stolicy Danii. Zaczęliśmy wędrować po wyspie Christianshavn.
Mijaliśmy ładne zabudowania znajdujące się bezpośrednio nad kanałem.
Zacumowano tu na zimę wiele żaglówek i motorówek.
Niepokojącym jest fakt, że rzadko kto okrył jachty jakąkolwiek plandeką.
W związku z tym większość łódek jest pokryta buro-zielonym mchem i szaro-czarnym grzybem. Dla nas żeglarzy jest to bardzo przykry widok.
Architektura duńska charakteryzuje się dużym umiarem. Umiejętnie połączono teraźniejszość z przeszłością.
Doszliśmy do mini przystani gdzie cumują barki pasażerskie.
Poinformowano nas, że bilet możemy kupić na barce.
Na pokładzie spotyka nas niespodzianka: nie można zapłacić kartą, a my nie mamy duńskich koron! Po krótkiej chwili konsternacji pan oficer uśmiecha się do nas szeroko i prosi abyśmy (za darmowe przepłynięcie) małej syrence kupili lody!
W doskonałych humorach przepłynęliśmy na drugi brzeg.
Po czym skierowaliśmy swoje kroki do małej syrenki - symbolu Kopenhagi.
Wzruszyłam się widząc bohaterkę z baśni Jana Christiana Andersena. Romantyczna postać syreny przycupnęła nieśmiało na kamieniu.
Nie rozumiem żalu ludzi, że syrenka jest mała i na zwykłym kamieniu... A jaka powinna być?! Może wielkości Warszawskiej Syreny, która niewiele swoją posturą ma wspólnego z kobietą, a tym bardziej z syreną!
Kopenhaska syrenka jest odzwierciedleniem bajkowej postaci! Nie ma tu absolutnie żadnego zadęcia, które często towarzyszy polskim rzeźbom z okresu socjalistycznej Polski.
Niestety nie możemy tu stać wiecznie, więc ruszamy na południe.
W Danii większość ludzi , bez względu na wiek, pogodę i temperaturę, jeździ rowerami.
Aby Duńczycy mogli wszędzie dojeżdżać, na swoich dwóch kółkach, została genialnie przygotowana, dla nich, infrastruktura.
Widząc damską część rowerzystów,w cienkich rajstopach i bez czapek, ( za to z czerwonymi nosami) zastanawiam się jak często chorują i za ile dni będzie chora nasza córka.:))
My (wędrując piechotą) zachwycamy się Marmurowym Kościołem i Zimowym Pałacem Królewskim.
Cały czas nowoczesność miesza się z tradycją.
Na koniec naszej jednodniowej wędrówki dochodzimy do Nyhavn.
Jest to prawdziwa perełka! Kolorowe kamieniczki z knajpkami są przecudnej urody.
Stojące łódki w kanale są absolutnym dopełnieniem tego obrazka ( tutaj bardziej zadbane).
Wszystko tutaj mnie zachwyca.
Tawerenki mimo zimna mają czynne ogródki.
Dzięki podwieszonym nagrzewnicom klienci chętnie biesiadują wieczorami na zewnątrz. ( Nie rozumiem dlaczego w Polsce zimą likwidujemy ogródki!)
Przed zmierzchem opuszczamy stolicę Danii i jedziemy do domu.
Na promie, do Rostoku, jesteśmy świadkami ćwiczeń ratowników.
Wszyscy współczują im lodowatej wody i padającego, marznącego deszczu!
O pierwszej w nocy docieramy do domu, a ja zaczynam planować wyjazd do Danii... (Tylko poczekam do lata).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz