Madurai należy do największych ośrodków sakralnych południowych Indii.
Ok. 10 jedziemy zwiedzać olbrzymi kompleks świątynny Minakszi Sundareśwara.
Został poświęcony Śiwie, czczonemu tu jako Sundareśwara (przystojny bóg).
Przed wejściem zostajemy poinformowani, że niewolno mieć kamer video i aparatów fotograficznych. Można natomiast mieć telefony! Wszyscy oczywiście musimy być odpowiednio ubrani. .
Poddajemy się szczegółowej kontroli. Trochę nieswojo się czujemy w obecności licznych karabinów.
Nieświadoma zostawiłam w torbie obiektywy od aparatu. Na nic się zdały tłumaczenia, że samymi obiektywami niemożliwym jest zrobić zdjęcia. Wszystko mi odebrano i na bosaka przemknęłam po gorących kamieniach do wschodniej bramy. Część dziewczyn musiało kupić nowe sari, bo parea, które były zawinięte na spodniach miały nieodpowiedni deseń (?).
Po wejściu widzimy targowisko umiejscowione między kolumnami.
Panuje tutaj trochę mniejszy upał niż na zewnątrz.
Podziwiamy malowidła na suficie.
Tłumy Hindusów modlą się lub medytują.
W niektóre miejsca mogą wchodzić tylko Hindusi.
Wiara jest tu potęgą.
Uduchowieni opuszczamy świątynię i udajemy się do Pałacu Tirumalaja Najaka wzniesionego w 1636 roku.
Niegdyś był to ogromny zespół pałacowy. Do dziś zachował się tylko prostokątny dziedziniec, zwany Swarga Wilasam ( Niebiański Pawilon) z kilkoma budynkami.
Pozostałości zamku wystarczajaco dają wyobrażenie o wielkości minionej epoki.
Po południu czeka nas prawdziwa wisienka na torcie: jazda rikszami po zakątkach Madurai!
Nasi kierowcy są drobni i żylaści.
Jeździmy uliczkami.
Wszędzie panuje bród i smród.
Mieszkańcy witają nas okrzykami i śmiechem domagając się zrobienia im zdjęć.
Mieszkania (tak naprawdę trudno to nazwać mieszkaniami) znajdują się w wąskich, ciemnych , brudnych korytarzach między budynkami.
Zajeżdżamy na targ bananowy.
Nie miałam, wcześniej, pojęcia, że istnieje tyle gatunków bananów!
Oprócz bananów sprzedaje się tu setki owoców i warzyw.
Jak zawsze w Indiach panuje tu niezły zgiełk.
Zatrzymujemy się przy manufakturze gdzie odbywa się produkcja ręczników i różnego rodzaju materiałów.
Widok ciężko pracujących kobiet na krosnach i w ciągłym pyle przypomina nam scenerię z filmu " Ziemia obiecana".
Opuszczamy manufakturę trochę przygnębieni tym miejscem.
Nadchodzi wieczór i musimy pożegnać to miasto pełne biednych i bezdomnych ludzi.
Zastanawiamy się cały czas jak ci ludzi zachowują w tak ciężkich warunkach życiowych pogodę ducha..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz