niedziela, 28 maja 2017

Zaskakujące doliny i groźne klify. (Islandia)


Wieczorem dojeżdżamy do Hveragerdi, które słynie z pól geotermalnych. Energię z ziemi wykorzystuje się do ogrzewania mieszkań i szklarni. Mieszkańcy w parku geotermalnym wypiekają chleb. Samo miasteczko nie jest cudem architektury. 
Naszym celem, na jutro, jest trekking doliną Reykjadalur, którą płynie gorąca rzeka i parują liczne geotermalne źródła.
 O 19 parkujemy naszego camperka na rozległych łąkach. Obok nas parkują jeszcze dwa samochody. Zaczęło lać, więc we wewnątrz spożywamy kolację. O 22.30 przyjeżdża kobieta oznajmiając, że znajdujemy się na terenie prywatnym, który musimy opuścić. Wszyscy zbieramy bambetle i jedziemy na najbliższy camping, który znajduje się w Hveragerdi. Ku naszemu zdziwieniu zapłatę, za rzeczony camping, przyjmuje jejmość, która nas poinformowała o rzekomym zakazie camperowania (którego nie było widać)! 
Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że nie oszczędziła nawet tych, którzy byli piechotą i spali pod namiotami. Marsz w deszczu z ciężkimi plecakami był dla nich mało przyjemny.
Rano obudziła nas ulewa. Wszyscy z campingu, mimo deszczu, zerwali się wcześnie. My (skoro już tutaj wylądowaliśmy) wykąpaliśmy się i niespiesznie ogarnęliśmy camper. 
W drodze do Reykjadalur przestało padać. Nasz trekking rozpoczęliśmy przy chłodnej pogodzie (+ 7 stopni), ale bezdeszczowej. 
Dolina zachwycała nas pięknymi krajobrazami. 
Przed nami otwierały swoje podwoje wąwozy. 
Wszędzie było widać dymiące miejsca termalne. 
W kamiennych oczkach bulgotała wrząca woda. 
Niektórzy gotowali tu na drugie śniadanie jajka! 
Wreszcie dostrzegliśmy wijącą się rzeczkę, w której zanurzyli swoje cielska przybyli tu wędrowcy.

Zaleganie z drugim śniadaniem w czterdziestostopniowej wodzie było obłędne! Szczególnie kiedy temperatura powietrza miała ok. 9 stopni!
W dodatku dolinę opanowało słońce. Powrót, w promieniach słonecznych, był fantastyczny.

Teraz skierowaliśmy się w kierunku Półwyspu Reykjanes, aby zobaczyć tam klify osiągające 70 m wysokości. 
Nasze ISUZU przeszło tego dnia prawdziwy terenowy test i zdało na piątkę. 
Srogie skały opadające do Atlantyku wyglądały niesamowicie. 

W zagłębieniach gniazdowały tysiące mew, nurzyków i alk. 
Na oddalonej, od brzegu 14 km, wyspie Eldey gniazdowała alka olbrzymia. Niestety ostatniego osobnika zabito 3 lipca 1844 roku. 
Na obiad wybraliśmy miejsce przy ostrych skałach. 
Jedzenie w tak niezwykłych okolicznościach było prawdziwą ucztą dla ciała i ducha jak zresztą cały dzień....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz