W Warszawie pada od kilku dni. O tym, że zbliżają się wielkimi krokami święta świadczą świąteczne dekoracje i liczne punkty sprzedaży choinek. ( Ciekawe ile w tym roku pójdzie na zmarnowanie tych uroczych drzewek- bo oferta jest ogromna..) Nasza rodzinna, przedświąteczna działalność ogranicza się do przybrania domu, upieczeniu pierniczków i przygotowaniu śledzi ze śliwkami.
Sobotni ranek budzi nas burą pogodą. Ciężko jest wstać, ale czeka nas pakowanie. Wyjeżdżamy z Warszawy z półtoragodzinnym opóźnieniem. ( Nie ma to jak wracać się po dowód rejestracyjny, a potem po lekarstwa...)
Drogę mamy obrzydliwą. Leje, krajobrazy są jednolicie szare...
Na promie w Nowym Korczynie tylko pies wykazuje wzmożoną aktywność- mimo deszczu i zimna..
W Muszynie i Piwnicznej jest śnieg, ale bezlitośnie jest roztapiany przez wredne krople deszczu. Na Wierchomli jeździ kilka osób odpornych na wilgoć.
Schronisko na Wierchomli wita nas śniegiem, ubraną choinką i ciepłym obiadem.
W naszym domku zasypiamy przy kominku.
A jutro Wigilia. Może aura przypomni sobie, że to już zima!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz