czwartek, 28 czerwca 2018

Wyspa Kalamos (Grecja)

Cumujemy przy wyspie Kalamos, w uroczej zatoczce Port Leone. Nocne prognozy zapowiadają bardzo silne burze. Na szczęście stoimy bardzo bezpiecznie, osłonięci, ze wszystkich stron, od wiatru.
Przed wieczorem płyniemy, pontonem, do małej wioski Port Leone. W 1953 roku, po trzęsieniu ziemi, wieś została zrujnowana i pozbawiona słodkiej wody. Wszyscy mieszkańcy opuścili swoje gospodarstwa. Na wzgórzu ostał się kościół, który raz w tygodniu sprzątany jest przez trójkę mieszkańców z miasteczka Kalamos.
Jeden z domów, nad samą wodą, jest bardzo gustownie wykańczany, reszta domostw straszy ruinami.
Wieczorem zaczyna padać i leje całą noc. Słyszymy grzmoty, ale zapowiadany huragan nas omija.
Rano mamy mazurską pogodę! Trochę pływamy. W południe, przy zachmurzonym niebie, decydujemy się na trekking do portu Kalamos (ok. 7 km). Otaczająca nas panorama jaest fantastczna.
Połowę drogi pokonujemy w strugach deszczu. Nie ma to jak słoneczne, greckie wakacje!
Wreszcie docieramy do Kalamos, które okazuje się urokliwym porcikiem i miasteczkiem. Tutaj kupujemy chleb i jemy  bardzo dobry i niedrogi obiad w tawernie nad samym morzem.
Pogoda przy powrocie jest łaskawsza. Idąc widzimy zblizającą się burzę, która zaczyna walić strumieniami wody kiedy wracamy pontonem na jacht.
Nałodce rozgrzewamy się herbatą z metaxą, cytryną i cukrem. Zupełnie jak na mazurach! W nocy leje, a ranek wita nas słońcem i wiatrem.
Takie żeglarstwo kochamy i po to tu przyjechaliśmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz