środa, 4 lipca 2012

Kozi łeb - koszmar następnego lata

Dziś dotarliśmy do małej wyspy Tsoungria. Pontonem cała załoga dopływa na ląd. Wchodzimy w głąb wyspy, gdzie po drugiej stronie bagna odkrywamy opuszczone gospodarstwo. Po środku rośnie wspaniała palma, a wokół niej mirabelki. Panowie idą na szaber owoców, które okazują się być pyszne. Niedaleko ospale pasą się kozy. Po spenetrowaniu, przez panów gospodarstwa (reszta z nas nie odważyła się przejść przez bagno), kierujemy się na plażę do prowizorycznie założonego barku. Tutaj, zajadając gawrosze (przebój tego rejsu), obserwujemy przypływające jednostki z turystami. Dobijają na ok. 40 min. W tym czasie każdy "ma obowiązek wykąpać się, wykonać 3 fikołki w wodzie, wypić 2 piwa i wrócić na łódź". Przed wieczorem wszyscy odpływają, nawet właściciele barku. Zbliża się zachód słońca. Udajemy się na dalsze zwiedzanie wyspy. Odnajdujemy fabryczkę ( czy też tłocznię) oliwy. Mimo dużych zniszczeń widoczna jest bardzo ładna architektura obiektu. W środku są liczne, stare urządzenia. Coś w rodzaju młockarni, waga przemysłowa ( na której usiłował zważyć się małżonek) i wielkie amfory na oliwę, zakopane do połowy w ziemi.

Tylko w Grecji można oglądać takie wspaniałe rzeczy bez nadętej komercji. I tylko żal, że takie wspaniałe obiekty popadają w ruinę. Kierujemy się do cerkiewki na skale. Jest maleńka i bardzo zadbana. Przycupnęliśmy nad urwiskiem w oczekiwaniu na zachód słońca. Markowi udało się zrobić mnie i Wojtkowi romantyczne zdjęcie.
Love is in the air :)
 Po zachodzie czas zbierać się na łódkę. Nieoczekiwanie pojawiają się dwaj robotnicy z metrówką, gdyż zamierzają odnawiać cerkiew. Tylko Grecy mogą całymi dniami nic nie robić, aby po nocy przypłynąć do pracy. Taka właśnie jest Grecja- niewymuszona i na luzie.
Wracamy pontonem, a z nami znaleziona, przez Wojtka, czaszka kozy z rogami i pełnym uzębieniem. Zasiadamy do kolacji. W blasku świec widać, zatkniętą na rufie, czachę. Jesteśmy jedyni w zatoce, a wokół nas zapadła ciemność. W oddali słychać odgłosy zwierząt z wyspy i wrzask przestraszonych mew. Panowie opowiadają niestworzone historie, a łeb kozy zaczyna się nam uważnie przyglądać. Oglądamy przez noktowizor brzeg wyspy, gdzie na półwyspie widać samotną, czarną kozę. Atmosfera się zagęszcza, a żarty Marka o " kozie dusicielce" przelewają czarę goryczy. Beata i Magda żądają wyrzucenia łba, który ląduje na 4 m pod łódką. Efekt był taki, że ogólna "psychoza" sprawiła, że zamiast spać pod rozgwieżdżonym niebem spałam w kabinie...

2 komentarze:

  1. Violu, opisujesz wszystko tak plastycznie, że czuję się tak jakbym była wśród Was.Bardzo dziękuję i z niecierpliwością czekam na kolejny "odcinek"...Serdeczne buziaki - Ewa R-S

    OdpowiedzUsuń
  2. Viola,
    Najserdeczniejsze życzenia w dniu urodzin. Życzymy Ci zdrowia, pomyślności, pociechy z Danielczyka, dziewczyn i wielu udanych podróży i nurków… Świat na szczęście jest wielki i masz jeszcze baaardzo dużo do zobaczenia. Wytrwałości w opisywaniu doganiania Świata!!! Już jesteśmy ciekawi relacji z tego jakże ważnego dla Ciebie dnia, a i my z tej okazji wychylamy za Ciebie małe co nieco…

    Całujemy Cię

    Danusia i Robert

    OdpowiedzUsuń