piątek, 26 października 2012

Nie będzie zwierząt, nie będzie nas


W Polsce z dbałością o zwierzęta bywa bardzo różnie. W wypadku zaniedbań albo znęcania się nad zwierzętami prawo często bywa bezsilne. Oczywiście im bogatszy kraj tym zwierzęta mają się lepiej. Aby zwierzęta miały się dobrze niezbędne są nakłady finansowe i świadomość społeczeństwa (chyba ona jest najważniejsza). Niestety świadomość jest wynikiem edukacji, a ta zależna jest poniekąd od finansów i kółko się zamyka. Możemy się naśmiewać z ludzi ubierających swoich pupili w sukieneczki i garniturki. W USA jest wiele zwierząt, które nie wyglądają jak swój gatunek, bo nie można ich rozpoznać z powodu cudacznych przebrań. Jednocześnie jest wielu pasjonatów, którzy w zdrowy sposób kochają zwierzęta.
Można patrzeć z przymrużeniem oka na dom Hemingway'a, który mieszkał z 50 kotami. Mojemu wzruszeniu nie było końca z powodu kontynuowania tradycji królowania kotów w siedzibie pisarza, która dzisiaj jest muzeum. Koty mają prawo przebywać wszędzie. Mają  specjalne domki. W zacienionych miejscach przygotowane są miski z wodą. Jest nawet koci cmentarz. Tłumy zwiedzających szanują futrzanych lokatorów, a te żyją tu absolutnie bezstresowo. Może graniczy to z absurdem, ale ma też swój urok i okazuje pewien szacunek do świata zwierząt.



W miejscowości Marathon powala na kolana szpital dla żółwi. Tutaj zwiedzanie połączone jest z edukacją. Turyści mają możliwość zobaczenia sali operacyjnej i gabinetów medycznych.


Każdy leczony żółw ma swój basen, na którym wisi karta zdrowia z opisem choroby.



Żółwie, które nie mogą wrócić na wolność stają się stałymi rezydentami lub są wysyłane we wszystkie części świata w celu edukacyjnym. Dzięki takiemu programowi tysiące ludzi zauważa zagrożenia jakie stwarza tym gadom ludzkość.

  
W Parku Narodowym Everglade niepodzielnie królują aligatory. To one są tu gospodarzami i ludzie muszą to uszanować, jeśli nie chcą się znaleźć w menu tych zwierząt.


 W Yosemite National Park sarny i jelenie maszerują między samochodami, a wszędobylskie wiewiórki zaglądają turystom do plecaków w poszukiwaniu smakołyków. Nie są przeganiane i nikt nie rzuca w nich kamieniami.


Prawdziwym szokiem było stado lwów morskich, które rozłożyło się na jednym z pirsów w porcie San Francisco. Młode samce  bez przerwy spychały się do wody niezrażone obecnością ludzi
.

Kiedy jechałyśmy jedynką ujrzałyśmy rozłożone na plaży stado słoni morskich. Dołączyłyśmy do sporej grupy ludzi obserwujących te wspaniale zwierzęta. Nikt z obecnych nie przełaził przez płotek aby znaleźć się bliżej w celu zrobienia lepszych zdjęć (był tam znak zakazujący wchodzenia na plażę). W naszym kraju znak zniknąłby błyskawicznie i ludzie łaziliby wszędzie strasząc zwierzęta. Amerykanie w takich sytuacjach są niebywale zdyscyplinowani.


 W USA wszyscy sprzątają po swoich pupilach. W Polsce jest to niestety cały czas rzadkością (na sporym osiedlu w Warszawie moja córka jest takim ewenementem). W Nowym Yorku właściciele zwierząt znają swoje obowiązki, a miasto  nie zapomina o zwierzakach. Jest tu przygotowanych wiele ogrodzonych wybiegów dla psów. Są tu przygotowane miski z wodą, różne tunele urozmaicające wybieg, a nawet baseniki kąpielowe. Nie jest to las czy polanka, ale zwierzaki mogą tu bezpiecznie, nie przeszkadzając innym, spędzać czas. Wybiegi są sprzątane o konkretnych godzinach.

                                   


 Jeżdżąc po Stanach byłam zszokowana ilością znaków drogowych dbających o bezpieczeństwo zwierzaków.






Cieszę się bardzo, kiedy w moim kraju zaczynamy pochylać się nad losem zwierząt. Wiem, że na wsiach edukacja jest bardzo trudna, ale powoli widać światełko w tunelu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz