czwartek, 22 sierpnia 2013

Dać radę....


Wojtek z Jurkiem cały wczorajszy wieczór szukali odpowiedniego kamucha i sznurka aby go przywiązać do czyjegoś kajaka. Gonia z Jerrym mieli z tyłu swojego bolida krótką linkę, która wręcz zapraszała żeby coś do niej przywiązać. Tak więc rano podczas wypłynięcia zrobiliśmy odpowiednie zamieszanie aby makiaweliczny plan wprowadzić w życie.
 Każdy z nas kto podpływał, do nich,  widział pod wodą elegancko podczepiony " kamyczek". Pikanterii dodawał fakt, że do kamucha doczepiały się różne zielska tworząc fantastyczny hamulec. Jerry ochrzaniał ukochaną małżonkę, że nie przykłada się do wiosłowania. Pozostałe załogi pękały ze śmiechu. Na pytania ofiar żartu, z czego rżymy jak najęci, dawaliśmy głupawe odpowiedzi.
Po pewnym czasie nasza koleżanka nie wytrzymała i puściła farbę ( teraz wiemy, że jak mają się wszyscy dowiedzieć to trzeba jej powiedzieć coś w tajemnicy). ( Za to zdanie zginę marnie). 
Nasi bohaterowie udali się w szuwary na oględziny kajaka, które pokazały okrutną prawdę!

kamień- przyczyna zamieszania. Fot. Jerry
Na szczęście zachowali przytomność i nie wyrzucili przyczyny swojego spowolnienia. 
 Z kanału Augustowskiego skręciliśmy w kierunku Jez. Serwy. Otaczająca nas przyroda była niesamowita.

fot. Gonia





Niestety przepływ dla jednostek pływających był zamknięty.

fot.Gonia
Ok. godz 15 byliśmy umówieni z Panią Jagodzianką na dowóz kartaczy i babki ziemniaczanej. Niestety zostaliśmy srodze zawiedzeni. Po półtoragodzinnym oczekiwaniu wyłożyliśmy wszystkie żarcie jakie nam zostało ( nie było tego dużo)..

fot.Gonia
 Wyjedliśmy wszystko! Dobrze, że nie zjedliśmy łódki, na której dnie zrobiliśmy stół. Głodni popłynęliśmy do miejsca gdzie czekała na nas kolacja.

fot. Gonia
Podczas płynięcia podczepiliśmy następnej załodze kamień, który odebraliśmy od Jerrego. Jednocześnie nie byliśmy świadomi, że Gonia z Jerrym, w zemście, wsadziła nam do dziobu kawał głazu, który przesunął się na bok. To odebrało nam absolutnie sterowność. Przechyleni na prawą burtę skręcając ciągle w prawo mało się nie wykończyliśmy. Za nami wlekła się załoga z przyczepionym przez nas balastem. Nie ma to jak liczyć na przyjaciół!
Doczołgaliśmy  się do naszej końcowej stacji kompletnie wyczerpani, ale za to wszyscy uśmiani po pachy..
Na szczęście na polu namiotowym była sauna, z której skorzystaliśmy i kąpaliśmy się przy  fantastycznym zachodzie słońca.



 Po kolacji spokojnie spaliśmy w drewutni...


Jak co dzień daliśmy radę! Chociaż trzeba przyznać, że tego dnia gonienie świata było bardzo wyczerpujące!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz