sobota, 24 sierpnia 2013

"Wszystko się udało"

Na ostatni dzień długiego weekendu zaplanowałam dla naszej szurniętej grupy trekking. Panowie ustalili trasę. Rano spakowliśmy toboły i pojechaliśmy do Gawrych Rudy gdzie rozpoczęliśmy naszą wędrówkę. Jak zawsze krajobraz Wigier i Białego nas nie zawiódł. Dzielnie pomagała nam oczywiście pogoda. 
Nastroje mieliśmy świetne. Po drodze schłodziliśmy się w jeziorze. Przez myśl nam nie przeszło, że będą tego konsekwencje. Po niedługim czasie pierwsza osoba zauważyła na sobie kleszcza. Potem odkrywaliśmy następne i następne, które trzeba było wyjmować. Skończyło się wzajemnym oglądaniem przy drodze (nikt nie chciał powtórnie włazić w krzaki). Obcy kierowcy widząc półnagą grupę byli lekko zdziwieni.
Niestety musieliśmy zacząć powoli wracać do domu. Czternastokilometrowa wędrówka zaostrzyła nam apetyt. W Bryzglu objedliśmy się wszyscy po beret ( jak zawsze zresztą).
 Szkoda nam było wspaniałych krajobrazów i spokoju tych terenów ( trochę ten spokój  zakłóciliśmy). 
Wszyscy zdecydowaliśmy się powtórzyć carską drogę biegnącą przez Biebrzański Park Narodowy. Ja oczywiście liczyłam na spotkanie łosia. 
O zmroku dotarliśmy do wieży widokowej. Kiedy znaleźliśmy się na niej  nie mogłam uwierzyć, że moje oczy widzą spacerującego młodego łosia! Staliśmy cicho (jak na naszą grupę) i podziwialiśmy to wspaniałe zwierzę. 
Przybliżał się nieśpiesznie do nas. Kiedy zeszliśmy część z nas musiała się poddać zabiegowi wyciągania kolejnych kleszczy, a ja zaczęłam się skradać w kierunku wiadomego futrzaka. Wojtek złowrogim szeptem kazał mi wrać, ale było już za późno. Znalazłam się niecały metr od tego wspaniałego zwierzęcia. Początkowo kryłam się za krzakami, a kiedy wstałam nie przejmował się kompletnie moją osobą i spokojnie kontynuował konsumpcję! Reszta grupy również podeszła. Łoś nie przejął się nawet fleszem aparatu. 
To się nazywa zorganizować wyjazd. Nawet łoś był na czas!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz