sobota, 12 kwietnia 2014

Barcelona by night..

Barcelona by night..
Ilość klubów, kawiarenek, restauracji i nie wiadomo czego jest w tym mieście oszałamiająca. 
Pora kolacji zaczyna się ok. 21. Wtedy restauracje zapełniają się na maksa. 
Można wędrując uliczkami wybrać miejsce, które nam odpowiada. Praktycznie wszędzie najemy się "po kokardę" i jedzenie jest pyszne, choć ceny przy głównych ulicach są wyższe "pod turystów".
Ci którzy mieszkają w Barcelonie wiedzą gdzie znajdują się maleńkie, niedrogie knajpki, w których tanio podają tonę pysznego jedzenia. Takim cudem jest w małym zaułku meksykańska restauracyjka Rosa del Raval. Przed wejściem zawsze stoi grupa oczekująca na wolne miejsca. Na szczęście bywalcy zarezerwowali nam stolik. Wystrój jest taki sobie. Za to jest fajna, luźna atmosfera. Żarcie jest super.
                       ( pierwszy raz piję truskawkowe mojito! Pychota!)

Ok 2 w nocy ruszają kluby i dyskoteki. Wtedy można zobaczyć (jak u nas w komunie) długie kolejki. Z tą różnicą, że nie stoi się tu po mięso, ale po nocne szaleństwa. 
W Hiszpanii funkcjonuje szereg ukrytych klubów, o których przeciętny turysta nie ma pojęcia. Tak też jest w Barcelonie. Wejście do takiego klubu nocnego może być np. przez pralnię, sklepik spożywczy, albo znajdować się na zwykłej mieszkalnej klatce.
 Moja córka ma wejściówkę do jednego z takich klubów!?? Pokonując dziwne schody docieramy do jednego z tajemnych miejsc. Wchodząc do środka rozglądam się uważnie spodziewając się niezłej speluny. Po kilku sekundach jestem absolutnie oszołomiona ( nie uczynił tego alkohol). Znajdujemy się w sporym mieszkaniu. 
Pub ma raczej charakter intelektualny-wysokie zdobione sufity, stare meble, bilard w jednym pokoju, przytłumione światło. Przy wejściu wita gości ochroniarz, a po nim barman stojący za wielkim drewnianym kontuarem. Słychać muzykę i gwar. Po kontach obściskują się pary. Nie ma żadnej burdy. Wszyscy są uśmiechnięci. Niezły ten nocny klubik...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz