Pobudka o 5.30.
Wstajemy leniwie i płyniemy na Maupiti.
Mamy na łodzi solenizantów więc pojawiają się kwiaty i szampany.
Z Neptunem oczywiście też się dzielimy bo jemu lepiej nie podpadać.
Prawą burtą mijamy Bora Bora.
Wieje baksztag i dopływamy już o 13. Witają nas wspaniali, szalejący " kite'owcy".
Wyspa otoczona jest koralem. Można do niej dopłynąć wąskim kanałem między rafami. Wszyscy mają wyznaczone role. Kapitan i czujki na dziobach zachowują absolutną czujność.
Krajobraz nas poraża i otwiera się przed nami brama do raju.
U podnóża góry przycupnęły bezładnie domki otoczone gęstą roślinnością z kwiatami.
Wszystko otoczone jest wodą we wszystkich odcieniach błękitu.
Ochoczo wskakujemy do wody, a następnie idziemy obejść wyspę. Jesteśmy jedynymi turystami ( nie sądziłam, że będzie to możliwe w tych rejonach).
Mieszkańcy są uśmiechnięci i niezwykle życzliwi.
Opowieści o chowaniu zmarłych w przydomowych ogródkach okazują się prawdziwe ( co jest absolutnie obce naszej kulturze).
Z planowanej godzinnej wędrówki zrobiły nam się 3 godziny. W pewnym momencie dochodzimy do budowli, która jest szczytem bezguścia. Mur i dom wyłożone są kawałkami korali, muszli i grom jeden wie czym jeszcze! Ohyda!
W Polsce możemy zobaczyć " gustowne " domy wykładane potłuczonymi talerzami. Jak widać w każdej szerokości można spotkać "cuda" architektoniczne.
Następnego dnia część załogi wypływa na ryby, a część eksploruje okoliczne rafy.
Spędzamy leniwy dzień, a wieczorem w miejscowej knajpce jemy pysznego tuńczyka ( podanego z toną frytek).
Wracamy pontonem na łódź, a nieduże rybki widząc światło latarki wyskakują z wody obijając się o nas i wpadają do pontonu. Oczywiście wszystkie kobiety wrzeszczą jak opętane.
Nocą każdy z nas poszukuje swojego miejsca na pokładzie. Z brzegu słyszymy śpiewy tubylców, a gwiazdy pochylają się nisko nad nami. W oddali widzimy błyskawice, więc obudzi nas ulewny deszcz, ale to nas nie zniechęca aby zasnąć pod rozgwieżdżonym niebem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz