3 stycznia zostaliśmy sami w ośrodku. Po rozjechaniu się naszej grupy do domów, znajdujących się w całej Polsce, zrobiło się bardzo cicho.
Byliśmy jeszcze bardzo słabi po chorobie, ale nie poddaliśmy się i jak prawdziwi kuracjusze pojechaliśmy do Krynicy i Muszyny na spacer.
Wieczorem zapakowaliśmy samochód i byliśmy gotowi do powrotu następnego dnia. Całą noc sypał śnieg. Rano obudziło nas słońce i błękitne niebo.
Był lekki mróz i cudowny świeży, biały puch. Sunia szalała z radości, a nam w głowie rodził się plan.
Nie mogliśmy tak się poddać i zwyczajnie złamani chorobą wrócić do domu. Rzuciliśmy się do naszych bagaży i zaczęliśmy wyciągać narciarskie ciuchy. Zrobił się z tego kompletny bajzel, ale to nie miało już znaczenia. Nasze kaski pojechały poprzedniego dnia do domu. W związku z tym zabrałam pozostawiony, przymały dla mnie, kask córki, a małżonek zdecydował się jeździć bez kasku..
Jaworzyna przywitała nas fantastycznymi warunkami i brakiem kolejek.
Kondycja moja była beznadziejna, ale byłam szczęśliwa!!
Nasze krótkie narciarskie pożegnanie z górami było super decyzją. Dzięki temu zatarliśmy złe wspomnienia i wiemy, że znów tu wrócimy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz