wtorek, 21 marca 2017

Zwariowany rafting rzeką Agung. ( Bali )


Wcześnie rano ubieramy się w kaski ( wybieramy dla naszego teamu kolor żółty), a wiosła bierzemy czerwone. ( Kobiety nawet na raftingu dbają o dobór kolorów).
Po zgromadzeniu sprzętu przychodzi nam pokonać kilkaset schodów do rzeki.
Na brzegu czekają pontony. 
Naszym przewodnikiem okazuje się niezły świr (co naszej grupie Poco Loco oczywiście odpowiada). 
Facet cały czas się śmieje i krzyczy do każdego przepływającego pontonu ochlapując przy tym jego pasażerów. 
Rzeka ma bardzo wartki nurt z wystającymi głazami. Nasz kapitan szybko się orientuje, że jesteśmy obeznane z wodą. 
Wybiera szybsze bystrza i wystające skały, na których nasz ponton wybija się w powietrze, by z hukiem opaść w spienioną wodę. Jesteśmy uhahane po pachy i drzemy się wniebogłosy! 
Balijczyk jest zwinny jak małpka i potrafi ( nie wiem jakim cudem) przeskoczyć ponad naszymi głowami z rufy na dziób wybawiając nas z nie jednej opresji.
Z naszego centrum nurkowego płyną równolegle Austriacy, którzy są godnym przeciwnikiem w walce na wiosła. 
Jest trochę pontonów z Japończykami, którzy ubrani w kurtki przeciwdeszczowe dostojnie zanurzają wiosła w wodzie. Nasza załoga nie zważa na zgorszenie Japończyków i ich niechęć do wodnego szaleństwa. Atakujemy ich ile mamy sił w rękach i wiosłach. 
Nie sądziłam, że na raftingu będziemy śpiewać liczne piosenki: w tym jeden z hymnów kibiców piłkarskich. Nasz kapitan był w stanie wyśpiewać wszystko we wszystkich językach!
Pod koniec naszego rejsu część z nas straciła głos, ale warto było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz