Przy kolejnym krótkim pobycie w Kopenhadze nie bawiliśmy się w turystów z przewodnikiem. Wzięliśmy z hotelu rowery i wyruszyliśmy sobie ot tak.....
Pogoda była piękna!
Na ulicach, w knajpach były tłumy zadowolonych z życia ludzi.
Nieraz trzeba było uważać na mewy złodziejki, które bezczelnie zaglądały do talerzy i po błyskawicznej decyzji zwiewały z kawałkiem posiłku!
I tak sobie krążyliśmy po Kopenhadze chłonąc atmosferę miasta.
Duńczycy nie przejmują się deszczową aurą, ale potrafią się cieszyć i wykorzystywać słoneczne dni.
Dlatego po pracy wylegają na każdy nasłoneczniony skrawek.
A knajpki są pełne od rana do wieczora ( ciekawe kto wtedy pracuje?).
Oczywiście najadaliśmy się po kokardę.
Pierwszy raz jedliśmy pieczone żabie udka z jarmużem i ziołami. Trzeba przyznać, że były pyszne!
Okazało się pod koniec dnia, że zrobiliśmy 45 km - ot tak...
Było super, ale jutro czekają nas nowe wyzwania: lot na Islandię. A więc żegnaj Danio, witaj Islandio! Grunt to gonić nasz świat bo nie będzie czekał!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz