sobota, 24 czerwca 2017

Naksos po latach. (Grecja)


Po kilku latach przerwy odwiedzamy Naksos. 
Jak zawsze tutaj, w porcie, jest trudno znaleźć przyzwoite miejsce. 
W końcu, za radą obsługi portu, stajemy burtą przy kei. 
Naksos przed kilku laty było pełne ludzi, łódek, samochodów i niezadbanych kamienic. 
Po zacumowaniu łódki idziemy przejść się ulicami szumnego miasta. Odwiedzamy obowiązkową atrakcję turystyczną: zachód słońca u stóp marmurowej bramy, która od zawsze jest wejściem do nieukończonej świątyni Apollina Delijskiego ( 530 r. p.n.e.)

Wieczorem maszerujemy krętymi uliczkami starej części grodu. 
Jestem zauroczona zmianami jakie tu zastajemy: budynki są odnowione, pomalowane w białe wzory uliczki lśnią czystością. 
Odkrywam na nowo, dotychczas nie bardzo lubiane przeze mnie, Naksos. 
Kolację jemy w górnej części miasta. 
Mamy stąd widok na port i dumnie unoszącą się, na wodzie, naszą Atenę. 
Jesteśmy zachwyceni, dziewczyny pertraktują z panami późniejsze wypłynięcie następnego dnia. W końcu ustalamy termin wypłynięcia:12.30. 
Rano włóczymy się niespiesznie uliczkami. 
Kupujemy brakujący prowiant na łódkę. 
Przypadkiem trafiamy do sklepiku z poprzedniej epoki. 
Tutaj możemy kupić "mydło i powidło". Naszym oczom ukazują się kosze z ziołami, suszonymi warzywami i owocami. 
Na półkach leżą sery własnej produkcji, wino w plastikowych butelkach, miody i oliwa własnego przetwórstwa. 
Zakupy, w tym sklepie, nie są  zwykłą, codzienną czynnością. Tutaj czas cudownie stracił swój pęd. Dostajemy darmowe owoce do naszych zakupów. Zgarbiony dziadek żegna nas przyjaznym skinieniem ręki.
Podczas naszego powrotu na keję, do portu pełnym pędem, wpływa rejsowy katamaran. 
Wzbudzone przez niego fale wpadają do części portowej gdzie cumują jachty. W sekundę rozpoczyna się armagedon. Łódki, na cumach, szarpią się  w górę i w dół z amplitudą ok. 1.5 metra. Obecni, na kei,  żeglarze rozpaczliwie usiłują ratować szalejące jednostki. Nasza Atena przycumowana burtą, mimo szpringów, dużych odbijaczy i czterech mężczyzn nie daje się poskromić. Efektem jest wyrwana knaga na rufie sterburty. 

Jesteśmy wściekli i zrozpaczeni. Nieodpowiedzialne zachowanie zawodowego kapitana mogło doprowadzić do prawdziwego nieszczęścia! Wchodzenie na jakąkolwiek łódkę podczas ostatnich 5 sekund mogło się skończyć dla każdego żeglarza kalectwem lub śmiercią. 
O wypłynięciu możemy zapomnieć. Musimy zabezpieczyć łódkę przed możliwością dostawania się wody przez wyrwaną dziurę. Poza tym nasz kapitan musi złożyć zeznania na policji. 
Okazuje się, że port ma powszechny problem z dużymi jednostkami. Mimo wielu próśb rejsowe statki często lekceważą zasady ogólnospołecznego bezpieczeństwa. 
Bycie kapitanem, to nie tylko odpowiedzialność za  swoją jednostkę......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz