I wreszcie nastał dzień pakowania, które nie było tym razem łatwe. Na wewnętrzych przelotach mamy tylko 15 kg bagażu. Przy pobycie w gorących i bardzo zimnych miejscach trzeba było roztropnie dobierać ekwipunek. Same leki i sprzęt trekkingowy ważyły kilka kilogramów!
Na szczęście tym razem nie zabierałam sprzętu nurkowego:))
Porzegnaliśmy ponurą Warszawę by następnego dnia wylądować w równie ponurym i deszczowym Buenos Aires!
Z powodu licznych korków, do hotelu, jechaliśmy półtorej godziny. Nasz kierowca- mężczyzna sporych rozmiarów, śpiewał na całe gardło, grał na wirtualnej perkusji, a kiedy zatrzymywaliśmy się w korku ucinał sobie drzemkę!
Miał w tym dużą wprawę, bo budził się blyskawicznie kiedy trzeba było jechać. Należy dodać, że trasa, którą jechaliśmy miała wyznaczone trzy pasy ruchu, a jechało w ścisku pięć pasów samochodów. O kurtuazyjnym zachowaniu kierowców zapomniano tu dawno temu..
Pierwsze wrażenie o Buenos nie było najlepsze. Miasto nie jest za czyste ( wyjątkiem są bogate i biznesowe dzielnice). Wszechobecne kraty przypominają, że nie jest tu bezpiecznie. Nawet plakaty są zabezpieczone przed wandalami kratami!
Sporo osób nosi plecaki z przodu, aby zmniejszyć ryzyko okradzenia.
Na każdej ulicy można zobaczyć bezdomnych.
W Argentynie możemy zapomnieć o lekkostrawnym jedzeniu!
Argentyńskie steki sa słynne na całym świecie i opieranie się tutejszej kulturze jedzenia jest trochę bez sensu.
Trzeba było widzieć minę kelnera kiedy nasz przyjaciel zapytał się o danie wegetariańskie!
Około południa pogoda się poprawiła. Wylądowaliśmy w dzielnicy La Boca, która jest częścią portowej dzielnicy o złej reputacji- El Caminito.
Podupadłe domki, obite pomalowaną blachą we wściekłych kolorach stały się symbolem miasta.
Argentyna porusza się w dwóch światach: piłki nożnej i tanga.
W miejscowym klubie Boca Juniors grał pięć sezonów Diego Maradona- piłkarz wszechczasów.
Każdy młody Argentyńczyk nosi w sercu marzenie o byciu słynnym piłkarzem.
Dzielnice, które za dnia wydają się być wymarłymi ożywają nocą. Wszechobecne tango słychać na każdym rogu. Tango milonga tańczą tu wszyscy i nie ma znaczenia wiek!
My oczywiście wybraliśmy się do tutejszego klubu La Catedral Tango aby poczuć atmosferę prawdziwego Buenos! Wejście kosztowało 100 peso i obejmowało naukę tańca! Nie był to klub przygotowany pod turystów.
Ściany, podłogi, meble dawno zapomniały o swojej świetności.
Ale atmosfera była niesamowita. Z przyjemnością patrzyliśmy na tańczące pary. Aż w końcu przyszła nasza kolej!
Mistrz tłumaczył nam spokojnie ( po hiszpańsku oczywiście ), a my dzielnie z różnym skutkiem powtarzaliśmy jego kroki.
Zabawa była przednia. Kto wie, może w Polsce będę kontynuować??
Wreszcie nasza czwórka mogła wrócić do hotelu i powalić się do łóżek. A jutro dobije do nas reszta gupy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz