sobota, 18 listopada 2017

Gęś Magellanka Zmienna - sensacja naszej wyprawy. (Patagonia- Chile)


Tego dnia (wyjątkowo!) mieliśmy wolne popołudnie. Po kilkunastu dniach szalonej pogoni i trekkingach postanowiliśmy odpocząć i zalec w hotelu Terra Luna Lodge ( w miejscowości  Puerto Guadal. Mieszkaliśmy w domkach rozsianych na dużym terenie o bardzo zróżnicowanym standardzie. Nam przypadło zamieszkać w maciupeńkim domku, przerobionym ze starej łódki, który znajdował się nad wodą.
Upchnięci trzynastoosobową grupą siedzieliśmy, u nas, popijając wino. Nagle zobaczyliśmy, w oddali, coś unoszącego się na wodzie. Początkowo ,nawet przy pomocy lornetki, nie mogliśmy określić czy jest to przedmiot czy zwierzę. Po kilku minutach odkryliśmy, że to małe, samotne kaczątko walczy o życie! Wylegliśmy błyskawicznie nad wodę. Malec płynął niestrudzenie. Kiedy, zmęczony, dopadł lądu nie uciekał przed nami tylko pobiegł w naszym kierunku! Okazał się być przedstawicielem gatunku  gęsi Magellana Zmienna. Początkowo nie dotykaliśmy go i rozglądaliśmy się dookoła z nadzieją znalezienia jego rodziny. Niestety przybył wodą kompletnie sam. Wzięłam go na ręce co, ku naszemu zdziwieniu, nie wywołało u niego większego stresu. 
                               
                                        Fot. M. Mering

Zanieśliśmy go do obsługi hotelu. Poradzono nam, żebyśmy przetrzymali go przez noc i rano wypuścili. 
Wszyscy dostaliśmy absolutnego amoku! Chcieliśmy uratować malca za wszelką cenę. Był nawet pomysł, żeby go wziąć ze sobą i wozić w pudle po Patagonii! Dodatkowe kilka dni zwiększyłyby szansę jego przeżycia. Pomysł upadł, ponieważ w najbliższym tygodniu kilkakrotnie mieliśmy przekraczać granicę. Do Chile nie można przewozić artykułów spożywczych i drewnianych. Nie mieliśmy pojęcia jaka będzie reakcja celników na szmuglowanie pisklaka? Koniec, końców Feluś (takie otrzymał imię) został u nas na noc. 
Jak wróciliśmy z kolacji maluszek wyraźnie ucieszył się na nasz widok! Przynieśliśmy gotowany ryż i bułeczkę. Zjadł troszkę i wielce uradowany biegał między naszymi nogami. Kiedy go otuliłam miękkim ręcznikiem, grzecznie siedział na łóżku przyglądając się co robimy. 
Kiedy znikaliśmy mu z oczu darł się w niebogłosy! Jak znajdowaliśmy się blisko niego popiskiwał spokojnie zadowolony. Gorzej było w nocy. Feluś chciał spać przytulony do nas. Było,mu wtedy ciepło i komfortowo. Gorzej było z nami. Każda zmiana pozycji, podczas snu, mogła dotkliwie skrzywdzić malucha. Spaliśmy niczym " zając pd miedzą". Dzięki Felusiowi zobaczyliśmy piękny świt. 
Rano zaczęliśmy szykować się do opuszczenia ośrodka. Otworzyliśmy szeroko drzwi. Gąsiątko nauczyło się, właśnie, wskakiwać na schody i z radością biegało po nich. Wesoło popiskując towarzyszyło nam podczas pakowania bagaży do samochodu. Pilnowaliśmy, żeby nie wskoczyło do żadnej torby. W pewnym momencie zaczęło się oddalać. Nie wołaliśmy go, bo jego los był związany z tym miejscem. 
Mam nadzieję, że jego determinacja przeżycia nie pozwoli mu zginąć..







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz