Po tygodniowym, narciarskim pobycie we Włoszech postanowiliśmy, po latach, odwiedzić Szczyrk.
W tym sezonie narciarskim, po całej Polsce, krążyły legendy o wielkich zmianach na tamtejszych stokach. Trzeba przyznać, że opowieści nie były przesadzone! Na Skrzycznem (1257m), Małym Skrzycznem (1211m) i Wierchu Pośrednim (1000m) powstały nowoczesne wyciągi. Nie są to zakupione sprzęty z demobilu od naszych sąsiadów. Cztero i sześcioosobowe, miękkie kanapy mają dodatkowe pokrywy chroniące narciarzy.
Na halę Skrzyczeńską jeżdżą wypasione dziesięcioosobowe gondolki. Nowe wyciągi wspomagane są dodatkowo orczykami. Na przyszły rok planowane są otwarcia nowych tras i wyciągów. Można spokojnie ocenić Szczyrk jako nowoczesny ośrodek narciarski. Całodniowy karnet dla osoby dorosłej kosztuje 98 zł (!).
Pierwszego dnia mamy lekki mróz i wspaniałe warunki pogodowe.
Niebieska trasa nr. 21 oszałamia nas wspaniałą panoramą.
Słynna Golgota, którą pamiętam z dzieciństwa nie robi, teraz, na mnie piorunującego wrażenia. Nam najbardziej z całego regionu odpowiada czarna trasa nr 23.
Stok jest szeroki, o fajnym nachyleniu i jeździ tu znacznie mniej narciarzy. Drugiego dnia zaczyna się odwilż i śnieg staje się bardzo ciężki. Mimo utrudnionych warunków jeździmy kolejny dzień.
Samo miasto nie poraża architekturą. Na szczęście, w ostatnim czasie, powstało sporo ładnych drewnianych obiektów. Można wszędzie bardzo dobrze zjeść (przynajmniej tak trafiła nasza grupa).
My pojawiliśmy się tutaj w końcówce sezonu narciarskiego. Nie staliśmy w kolejkach do wyciągów i z miejscem do parkowania też nie mieliśmy problemów. Poinformowano nas, że to wrażenie jest absolutnie złudne. Nie należy liczyć, że poza feriami i świętami będzie tutaj spokojnie. Przy dobrych warunkach narciarskich ulice Szczyrku są zablokowane w każdy weekend, i trzeba stać w kilometrowych kolejkach do wyciągów!
Jak widać potrzebujemy więcej takich ośrodków..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz