Tego dnia nic nie zapowiadało tak wielkiej niespodzianki. Po powrocie z pracy, szybko zorganizowałam obiad. Tuż przed wyjściem na fitness zadzwoniła moja komórka. Pani grzecznie zapytała czy dawałam ogłoszenie o zaginionej, biało-czarnej kotce i czy w/w się znalazła. Odpowiedziałam ( zgodnie z prawdą zresztą), że niestety pomimo licznych ogłoszeń futrzak nie wrócił do domu.
Następnym pytaniem było, czy kot miał wszczepionego chipa. I tu też moja odpowiedź była pozytywna. Podane przeze mnie cyfry zgadzały się!
Nieważne już były moje wieczorne zajęcia! Liczył się tylko powrót Simi. Wsiedliśmy z mężem do samochodu i pognaliśmy na podany adres. Jadąc zastanawialiśmy się dlaczego zadzwoniono pod mój numer telefonu, skoro podczas wszczepiania chipa były podane dane i nr tel naszej starszej córki! Wątpliwości czy to jest nasz kot doprowadziły mnie do łez.
Pod wskazanym adresem znajdowała się księgarnia wysyłkowa. Przemiłe panie wprowadziły nas do biura. Kotka gdzieś się zawieruszyła, ale na moje wołania przybiegła natychmiast. Dała się pogłaskać, po czym usiadła i zaczęła miaukliwie gadać ( jak zawsze miała w zwyczaju).
Po zapakowaniu Simi do kontenerka ( za którym zawsze nie przepadała), panie opowiedziały nam jej historię.
Miesiąc temu znalazły ją wychudzoną na śmietniku. Kotka nie uciekała i zachowywała się bardzo przymilnie ( trzeba przyznać, że to potrafi robić perfekcyjnie). Panie zaczęły ją karmić i futrzak błyskawicznie stał się rezydentem w magazynie i biurze. Opiekunki okazały się niezwykle odpowiedzialne. Obawiając się pojawienia małych kociaków udały się ze swoją podopieczną do weterynarza. Ten po ogoleniu brzuszka zobaczył, że kotka została już wysterylizowana! Poza tym została kiedyś zachipowana! Niestety po wpisaniu kodu do systemu okazało się, że jest aktywny, ale nie ma żadnych danych!!! Kot został zbadany, odrobaczony i wrócił do księgarni. Kobiety stwierdziły, że jeśli ktoś o kota tak zadbał to na pewno dał jakieś ogłoszenia na forach internetowych. Usiadły przed komputerem i zaczęły przeszukiwać zgłoszenia, których są setki! Trzeba dodać, że pierwsza informacja o zaginięciu była 15 kwietnia (prawie pół roku temu). Panie cierpliwie przeglądały zdjęcia i na jednym rozpoznały Simi! Tutaj był podany mój numer telefonu!
Rodzina i przyjaciele stwierdzili, że to cud! Moim zdaniem to nie był żaden cud. Simi napotkała na swojej drodze cudownych ludzi, którzy potrafili pochylić się nad nieszczęsnym, brudnym kotem. Natomiast kiedy zorientowano się, że kotka miała kiedyś swój dom potrafiono zrozumieć żal poprzednich właścicieli! Upór i determinacja dwóch kobiet doprowadziły do szczęśliwego zakończenia. Mimo degradacji wartości są jeszcze ludzie, którzy potrafią się zachować jak LUDZIE! Dzięki nim ten świat tak szybko się nie podda i będzie chronił to co najważniejsze!
Wracając do domu zastanawialiśmy się czy sierściuch , po półrocznym pobycie na gigancie, będzie pamiętać nasz dom. Obawy okazały się błędne. Kotka błyskawicznie obiegła swoje włości.
W łazience upomniała się o swoją szklankę z wodą, która stała zawsze na umywalce. Zajrzała czy w szafie jest jej kocyk. A wieczorem władowała się nam do łóżka.
Nie wróciła zabiedzona, a wręcz odwrotnie ( nieźle jej dogadzano). W dodatku nie chce jeść suchej karmy! Tak jak była karmiona w księgarni ja też kupiłam jej tuńczyka i kurczaka firmy Purina.
Radość nasza jest ogromna, a obawy nie mniejsze. To nie pierwsze zaginięcie Simi ( poprzednie opisałam 27.03.2015, w poście " Niesamowita historia"). Teraz kilka dni spędzi zamknięta w domu, ale kiedyś znów wyjdzie na dwór. I wtedy będę umierała ze strachu...