Niektórzy z nas byli przerażeni kiedy, trzeciego dnia, czekała nas trasa z Damna do Smołdzina (31 km).
Musieliśmy wcześnie wstać i po ósmej (o zgrozo) byliśmy na wodzie.
Tym razem nie napotkaliśmy innych grup kajakowych, więc pokonywanie przeszkód i przenosek odbywało się bardzo sprawnie.
Rzeka jak każdego dnia czarowała nas urodą.
Co nie znaczy, że była łagodna (jedna osoba leżała do góry dnem).
Po różnych akcjach wodnych z poprzedniego dnia miałam nadwyrężony bark, a Dorota nadgarstek. Trochę nam się ciężko wiosłowało, ale tu przyszli nam na pomoc Wojtek i Sebastian, którzy nas holowali przez ładny kawałek.
W połowie drogi zrobiliśmy przerwę.
Profesjonalnie siekierą przygotowaliśmy zabrane żarełko.
Niektórzy wysuszyli, na słoneczku, wrażliwe części ciała.
Zadowoleni z życia ruszyliśmy dalej.
Czekały nas trudne jazy i bystrza
Dzięki informacji z Serf-campu wiedzieliśmy gdzie możemy próbować przepłynąć, a gdzie należy wziąć na wstrzymanie i przenieść kajaki.
Płynąc w słońcu podziwialiśmy widoki i wzgórze Rowokół.
Pod koniec trasy zrobiliśmy jeszcze małą przerwę.
Tutaj wyjedliśmy wszystko co było w kajakach.
Po 18 dotarliśmy na miejsce. Kajaki zostawiliśmy w Gościńcu u Bernackich.
W Smołdzinie mieliśmy do dyspozycji nieduży, stary dom.
Oczywiście pokoje wyglądały za naszej bytności jakby je wielokrotnie nawiedzał huragan.
Wieczorem, przez otwarte okno, do naszego pokoju wlatywały nietoperze.
W nocy odkryliśmy, że niektóre kaloryfery są gorące. Dzięki temu mogliśmy wysuszyć nasze rzeczy (które już zwyczajnie śmierdziały).
Rano okazało się, że życzliwi gospodarze specjalnie napalili dla nas w kotle!
Fajnie kiedy spotyka się ludzką życzliwość..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz