wtorek, 16 sierpnia 2016

Pierwszy dzień spływu Łupawą- prawdziwy czad!


Z Serf-Campu Gardno zostaliśmy zawiezieni razem z kajakami do Kozina.
Tutaj zostaliśmy przeszkoleni jak zakładać fartuchy na kajaki. Rozdzieliliśmy między siebie rzutki ratownicze. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na wodzie i niespiesznie rozpoczęliśmy nasz spływ.
Poziom wody był średni, a więc bardzo korzystny ( jak na wymagającą Łupawę). Początkowo nurt był nie bardzo szybki. Po pierwszej przenosce kajaków rzeka znacznie przyspieszyła i zaczęły się pojawiać zwalone kłody. 
Po godzinie pierwszą wywrotkę zaliczyła Małgosia, a kilka minut po niej Marek (zwany Umlautem). A potem nieduża Łupawa pokazała nam dlaczego jest nazywana górską rzeką pomorza. Brzegi wiły się jak wstążka. Ze wszystkich stron atakowały nas gałęzie, zwalone kłody i głazy.
Przenoski kajaków odbywały się w błocie po kolana. Kolejne osoby lądowały pod kajakami. Pokonywanie wartkich bystrzy wymagało niemałych umiejętności. 

Po sześciu godzinach i pokonaniu 21 km dopłynęliśmy do Starego Młyna w Łupawie.

 Z dwunastu osób cztery dopłynęły  "na sucho".
Pozostała ósemka zaliczyła minimum jedną wywrotkę. W Starym Młynie przywitali nas przemili gospodarze, kot, dwa psy i konie. Wszystko tu było nierealne. Nieprawdopodobną radochę sprawił nam palący się kominek w naszym miejscu noclegowym. Pokoje zostały błyskawicznie zmienione w suszarnię mokrych pianek, butów, rękawiczek i kurtek. 
Gospodyni uraczyła nas wspaniałą zupą pomidorową i kotletami schabowymi o średnicy 30cm! Podsumowaniem było niesamowite ciasto jagodowe. Najedzeni, we wspaniałych humorach, resztę wieczoru spędziliśmy przy ognisku. 
W nocy spaliśmy jak zabici i nikomu nie przeszkadzało czyjeś chrapanie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz