W 1956 Jacques Cousto odkrył wrak Thistlegormu.
Został zbudowany i zwodowany w 1940 roku.
6 października 1941 podczas rejsu ze sprzętem wojskowym, dla żołnierzy brytyjskich walczących w Afryce Północnej, został trafiony przez dwie bomby zrzucone przez niemieckie bombowce HE111.
Trafiły w kocioł parowy, który wybuchł i w skład amunicji. To pozbawiło statek wszystkich szans na utrzymanie się na powierzchni. Po dwudziestu minutach znalazł się pod wodą.
Mimo bombardowania i pożaru statek osiadł na dnie,prawie nietknięty, z pełnym ładunkiem. Zawartość ładowni jest imponująca. Można tu zobaczyć ciężarówki Bedford,
dwa czołgi, dwie lokomotywy, ogromną ilość załadowanych motocykli (podobno było ich 165!), części zapasowe, liczne opony i buty gumowe.
Tajemnicą pozostaje trzecia ładownia - kompletnie pusta. Z jakiegoś powodu została kompletnie wyczyszczona... Podejrzewano, że była w niej broń chemiczna.
Z rozwojem nurkowania rekreacyjnego Thistlegorm został ponownie odkryty w latach 90 tych. Ponieważ leży na niecałych trzydziestu metrach jest praktycznie dostępny dla wszystkich nurków.
Cumowania łodzi, bezpośrednio do wraku, niemiłosiernie niszczą statek i koralowce, które się na nim znajdują.
Teoretycznie powinny tutaj nurkować osoby z dużym doświadczeniem nurkowym. Niestety często możemy doznać szoku widząc kto tutaj schodzi pod wodę... Nurkuje tu bardzo wiele osób. Tak duża obecność nurków stanowi dodatkowe zagrożenie dla statku, a pęcherzyki powietrza powodują zwiększoną korozję.
Od kilku lat słyszymy o planach ograniczających ilość nurkowań i dopuszczaniu tylko nurków z dużym doświadczeniem nurkowym. Jak na razie rzeczywistość jest kompletnie inna..
Dodatkowym utrudnieniem są tutaj bardzo silne prądy.
Mimo, że nie jestem "wrakowcem" i wolę rafy oraz zwierzaki, cieszę się bardzo, że znowu zobaczę ten niezwykły wrak.
Każdy mój pobyt pokazuje, że statek bardzo niszczeje i "znika" wiele rzeczy.
i motocykli zniknęła)
Tym razem mamy w planach trzykrotnie nawiedzić Thistlegorm.
Pierwszy nurek odbywa się przy bardzo silnym prądzie. Musimy korzystać z cum, które są przyczepione do statku.
W ładowniach nie czujemy prądu, więc można się skupić na oglądaniu niezwykłego ładunku.
Robienie zdjęć jest znacznie utrudnione albowiem poprzedzające grupy zmąciły wodę płetwami.
Powrót na łódź, z powodu silnego prądu, jest bardzo wymagający (mnie odpadła lampa od aparatu, którą cudem uratowałam).
Na nocne nurkowanie decyduje się nieliczna grupa desperatów, która po powrocie jest witana z honorami.
Następnego dnia wstajemy (o zgrozo!) o 5 rano, żeby zejść przed innymi łodziami. O świcie nie ma prądu, jest lepsza przejrzystość wody i jesteśmy sami!
Niespiesznie zaczynamy od rufy statku. Opływamy od zewnątrz kadłub.
Następnie zaglądamy do kabiny i łazienki kapitana.
Kończymy na dziobie przy windach kotwicznych.
Jest spokojnie i cicho.
Towarzyszą nam tylko ryby (które też nie robią szumu:)
Po pięćdziesięciu minutach z żalem żegnamy króla wraków..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz