Święta tuż tuż, a my w samochodzie i jedziemy w góry!
Po kompletnej panice, spowodowanej nawałem pracy i przeciwnościami losu, udało się nam spakować ( na pewno nie wszystko) rzeczy, psa i nas! Lekko nie było!
W Nowym Korczynie przeprawiliśmy się promem. Sunia była niezwykle podekscytowana.
O 15 byliśmy w Szczawniku.
Po zmroku przyjechała terenówka, ze schroniska, po nasze bagaże. My z psem musieliśmy tam dotrzeć piechotą. Nocny, sześciokilometrowy spacer przez ośnieżony las przy rozgwieżdżonym niebie był mega romantyczny. Schronisko przywitało nas zupą pomidorową i pierogami. Po kolacji przystąpiliśmy do ubierania choinki samodzielnie zrobionymi ozdobami.
Robiliśmy "żadanice"- szmaciane kukiełki, które spełniają życzenia.
Można je wykonać tylko ze starych ubrań i nie można używać nożyczek! Wykonuje się głównie dziewczynki. Ja na prośbę panów zrobiłam dodatkowo chłopaka.
Ozdoby wyszły przecudnie co potwierdził jeden z kotów wdrapując się na drzewko i kradnąc jedną szmaciankę, którą zrobiła Ania!
O to moje dzieła:
O 24 doszli do nas córka z zięciem i ich psem. Czekaliśmy na nich oczywiście z zupą i pierogami!
Rano wstaliśmy niewyspani bo psy szalały całą noc taranując wszystko i wszystkich.
Po śniadaniu wzięliśmy narty i dechy na plecy i poszliśmy z psami na stok.
Dwukilometrowa trasa ze sprzętem trochę nas wykończyła. Psy były zachwycone. Szalały w białym puchu.
Narty przy znikomej ilości ludzi, niewielkim mrozie i świetnie przygotowanej trasie na Wierchomli były prawdziwą przyjemnością.
Po powrocie wszyscy zalegli na małą drzemkę ( psy również). Po drzemce byliśmy gotowi do Wigilii. Muszę przyznać, że przyjazd tutaj był genialnym pomysłem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz