sobota, 21 kwietnia 2018

La Digue- najbardziej naturalna wyspa archipelagu Seszeli


Portowa atmosfera w La Passe jest niesamowita. 
Panuje tu ciągły zgiełk. Bez jednej przerwy przypływają tu i odpływają jednostki najróżniejszych maści. 
Przywożone są tu artykuły żywnościowe, odzież, materiały budowlane i sprzęty gospodarstwa domowego. Przy nas rozładowywane są wielkie łoża bez użycia żurawików i przedziwne szafy. Przy kolebiących się pokładach łodzi jest to niezły wyczyn. 
Podpływamy pontonem do jednego z pirsów. Błyskawicznie podbiega młody facet, odbiera od nas cumę i "bierze nas pod swoją opiekę". 
Zostajemy zaprowadzeni do przyportowej wypożyczalni rowerów, których na wyspie jest bez liku. 
Płacimy po 10 Eur i ruszamy zwiedzać wyspę.
Zaczynamy zwiedzanie od słynnego wybrzeża Anse Source d'Argent.
Wejście jest tutaj płatne i musimy zostawić nasze bolidy. Początkowo mijamy sporo osób. W ciągu naszej wędrówki zaczynamy się oddalać od ludzi aby wreszcie móc spokojnie napawać się urokami tego miejsca. 
A jest czym!
Ocean ma tu charakter jeziora, albowiem przybój jest oddalony o kilkadziesiąt metrów. 
Początkowo wędrujemy w wodzie po kostki. 
Jest przypływ i wracamy kiedy woda nam sięga powyżej bioder. Zatrzymujemy się na parę chwil schłodzenia w wodzie. 
W uroczym przybrzeżnym barku kupujemy przepyszne soki.
Teraz czekają nas odwiedziny plaży przy zatoce Grand Ans, gdzie ocean potrafi pokazać pazurki. 
Przez kilka chwil napawamy się wyczynami serferów. 

Fale są tu fantastyczne, ale też bardzo zdradliwe. Chwila nieuwagi może kosztować wciągnięcie w wielki błękit. 
Szalejemy w falach około godziny.
Jesteśmy wykończeni absolutnie! 
Piasek mamy wszędzie! Niestety musi kiedyś nastąpić kres naszego szaleństwa. Na plaży nie ma pryszniców, a nas czeka spory kawałek do portu. Za rozwalającą się komórką znajdujemy szlauch. Po chwili odnajdujemy zawór ze słodką wodą. Jesteśmy uratowani! Zmywamy pośpiesznie sól i piasek i rozpoczynamy jazdę, w upale, pod górę. 
         Fot. M. Litwin

Po kilku mimutach nie zostaje śladu po naszym prysznicu. 
W końcu, po kilku godzinach, docieramy na pokład naszego katamaranu. Wachta przygotowała wspaniałą kolację, po której padliśmy w zasłużony sen. 
Fajnie jest świat doganiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz