czwartek, 17 stycznia 2019

Zima za kołem podbiegunowym. (Krokelvadem - Norwegia


O godz. 18 odbierane jesteśmy z Tromsø przez sympatycznego Michaela. Niewielkim samochodem jedziemy na północ. Jest śnieżyca z silnym wiatrem. W okolicach Krokelvaden parkujemy samochód przy ścianie lasu. Śnieg nie odpuszcza. Zakładamy na głowy latarki, a na nogi rakiety śnieżne. Z plecakami, na plecach, rozpoczynamy nocną wędrówkę do naszego noclegu. 
Szaleje zamieć śnieżna. Ku zadowoleniu naszego przewodnika posuwamy się bardzo sprawnie. Martwimy się tylko, że przy takiej pogodzie nie mamy szans na zobaczenie zorzy polarnej, a przecież to był główny cel naszej podróży poza koło podbiegunowe! Wreszcie docieramy do drewnianego domu, w lesie, przykrytego grubą warstwą śniegu. Wita nas drobniutka, uśmiechnięta Jana, która częstuje nas „bacalao” - gęstą zupą z 
kawałkami suszonego dorsza i warzywami- przepyszna! 
                  
Nasi gospodarze okazują się przybyszami ze Słowacji! Przybyli do Tromsø parę lat temu. Tutaj się poznali, zakochali i osiedli na stałe. Zimą samochód nie ma możliwości dotrzeć do ich domu. 

Zaopatrzenie przynoszą własnoręcznie wędrując po głębokim śniegu na rakietach!
         Okazuje się, że inni goście nie dotarli do domu Michaela i Jany z powodu bardzo złych warunków pogodowych panujących na morzu. Popłynęli oglądać wieloryby i musieli przymusowo zawinąć, na noc, dooddalonego portu. 
Tak więc siedzimy przy ciepłym ogniu w salonie, we czwórkę. Wiatr ucicha. Michael sprawdza prognozę pogody i co chwila wygląda przez okno czy pojawiają się gwiazdy. O północy, na niebie, otwiera się okienko pogodowe. Błyskawicznie ubieramy się, bierzemy kije i rakiety. Nocna wędrówka, bez żadnych cywilizacyjnych dźwięków, jest niesamowita. Nie włączamy latarek, bo księżyc i gwiazdy wystarczająco oświetlają nam drogę, a w rakietach z łatwością pokonujemy głęboki śnieg. Po dwóch godzinach wypatrywania zorzy wracamy do ciepłych łóżek. Nie wiedzieć czemu, mimo porażki z zobaczeniem zorzy, humory nam dopisują! Przed snem Jana częstuje nciepłymi ciasteczkami i herbatą. Tak można świat doganiać! 
     Rano ponownie maszerujemy na rakietach. 
W smutnym świetle dziennym, które o tej porze pozbawione jest bezpośredniej obecności słońca, odkrywamy prawdziwe oblicze okolicznych terenów. Mieszkańcy tych okolic nie widzą słońca od końca listopada do końca stycznia! Mimo braku promieni słonecznych surowa przyroda ukazuje się w pełnej krasie. 

Jest bajecznie. 
Niestety musimy opuścić raj, w którym zamieszkali przemili gospodarze. 
Wracamy po nasze plecaki i rozpoczynamy wędrówkę do miejsca gdzie zostawiliśmy samochód. 
Mamy w sercach postanowienie: z pewnością tu wrócimy!


——————————————————————————————————————

Cena w „Polar Cabin” (post@polarcabin.no) wynosiła 1690 koron. Zawierała nocleg, posiłki, opiekę podczas wędrówek na rakietach śnieżych. Cały sprzęt otrzymaliśmy od gospodarzy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz